Ela – Polka, Hai – Wietnamczyk, razem mieszkają w Danii. Na sesji nie raz mnie przechytrzyli, gdy chciałam, żeby powiedzieli sobie coś z serca, a oni rozmawiali ze sobą po duńsku! 🙂
Zakochani w sobie, widać, że celebrują każdą wspólną chwilę. Rozśmieszają się, kochają, są niezwykle czuli. Uwielbiam takie pary! Na sesję wybraliśmy miejsce, które Eli kojarzy się z dzieciństwem – czyli rodzinną działkę. To był strzał w dziesiątkę! Towarzyszył nam tez pies – przyjaciel Eli od najmłodszych lat. Sesja naprawdę nie musi być w wyszukanym miejscu na końcu świata, aby była wyjątkowa. Taka jest jeszcze bardziej wartościowa – bo za kilka lat z pewnością będą mogli wspominać to piękne miejsce, które jest dla nich tak wyjątkowe, jednocześnie patrząc na cudowne emocje i chwile, które tam spędzili!
Do ślubu Eli i Haia zostało półtora miesiąca, już czekam i przebieram nogami na te przepiękne emocje, które będę mogła ponownie fotografować!
